start

Salon Jeździecki Koń 2002

 

Chłopcy zaprezentowali się w kopiach mundurów z epoki. Konie wyposażone były w pełny rząd kawaleryjski.Wyglądali naprawdę efektownie, a szczególne wrażenie robiły kopie prawie trzymetrowych francuskich lanc z 1913 r. Harcerze przedstawili takie elementy jazdy kawaleryjskiej, jak np. władanie lancą i szablą, skoki przez przeszkody, kłucia kostek słomy ( również skoki z kłuciem przed i po skoku). Największe wrażenie zrobiły jednak końcowe popisy, w czasie to których skakano przez ludzkie przeszkody. Clou programu był skok przez tzw. "literę A" utworzoną przez harcerzy. W pokazie popołudniowym mogliśmy ponadto podziwiać elementy poczty węgierskiej. Harcerze żegnani byli naprawdę zasłużonymi brawami i nie ma co ukrywać, że ich program wszystkim bardzo się podobał.Warto jeszcze zaznaczyć, że całe show wykonane zostało na koniach, które na co dzień chodzą w rekreacji. Ach, chciałoby się zawsze spotykać takie koniki rekreacyjne. Jako ciekawostkę należy uznać fakt, że niektóre elementy powstały w oparciu o stare zdjęcia z przedwojennych zawodów kawaleryjskich. Jeszcze nie zdążyliśmy ochłonąć, a w hali już się pojawiła Róża, czyli jeden z niewielu w Polsce koni fryzyjskich. Jeżeli ktoś do tej pory nie widział tych koni "na żywo", to musi to jak najszybciej uczynić. Te mierzące około 158 cm w kłębie, pochodzące z Holandii konie, niewiele ustępują swoją posturą koniom policyjnym. Dzieje się tak, gdyż noszą bardzo wysoko głowę i szyję. Dlatego też uszy mierzącego 190 cm w kłębie konia policyjnego znajdują się na tej samej wysokości co uszy fryza. Wyobraźcie sobie to tylko! Do tego dochodzi jeszcze bardzo dostojny (jak to określiła właścicielka - "barokowy") chód. Teraz chyba wiecie, dlaczego fryzy cieszą się tak wielką popularnością na wszelkich pokazach? Po pokazie koni fryzyjskich przyszedł czas na to, po co głównie przyjechaliśmy aż z Warszawy - pokaz Alexa Jarmuły. Pierwszy w hali pokazał się sam Alex na quarterze Miles O' Rima i już na wstępie wykonał kilka sliding stopów i spinów. Za nim pojawiło się osiem innych osób na anglo-arabach, arabach, hucułku i szetlandzie (tak, tak). Na początek grupa zaprezentowała podstawy western pleasure. Alex dawał komendy, a pozostałe osoby wykonywały walk, jog i lope (czyli stęp, kłus i galop). Następnie prowadzący dokonał jeszcze obowiązkowej inspekcji i można było przejść do elementów trailu. Alex Jarmuła zaprezentował tzw. L Back Through (czyli cofanie w L-ce, inaczej mówiąc, cofanie między drążkami ułożonymi w kształcie litery L) oraz sidepassy nad drążkami. Oprócz tego próbowano również przejścia przez mostek oraz cofania między beczkami. Po trailu przyszedł czas na kolejną dyscyplinę, czyli widowiskowy barrel race. Oczywiście, zważywszy na wielkość hali, nie mogło być mowy o prawidłowych wymiarach toru, ale mimo to pokaz wszystkim się spodobał. Wrażenie musiał robić Alex jadący bez problemów z mikrofonem w ręku. Na koniec Alex Jarmuła zaprezentował w skrócie wszystkie elementy reiningu, czyli mogliśmy zobaczyć spin, duże szybkie koła w galopie, małe wolne koła w galopie, lotne zmiany nogi, rollback, sliding stop oraz back up. Nie ma co ukrywać, była to jedna z nielicznych okazji, żeby zobaczyć w Polsce przejazd reiningowy. Specyfika obowiązkowych elementów tej dyscypliny powoduje, że typowe konie używane w naszym kraju i ogólnie w Europie, nie nadają się do reinigu lub wykonują go w stylu pozostawiającym wiele do życzenia. Tym bardziej warto więc było podziwiać prawdziwego quartera Milesa O' Rimę, bądź co bądź urodzonego reiningowca. Po południu zebranej w Katowicach publiczności zaprezentowała się między innymi grupa westernowa Janusza Wierzchosławskiego z Zabrza ( John West Ranch ). Na ujeżdżalni pojawiło się dwóch jeźdźców i dwie amazonki. Od razu należy zaznaczyć, że pokaz ten był raczej swobodną wariacją na temat jazdy westernowej, wychodzącą bardzo daleko poza ramy oficjalnych kanonów tego stylu ( jakie zaprezentowała grupa Alexa Jarmuły). Jednak pomimo że jesteśmy zdecydowanie zwolennikami prawdziwego western ridingu, pokaz bardzo nam się spodobał. Zresztą nie tylko nam, ponieważ widowiskowe show zostało przyjęte przez publiczność najgoręcej ze wszystkich pokazów, które mogliśmy zobaczyć tego dnia. Szczególnie podobały się nam popisy Szymona Wierzchosławskiego, który był po prostu w swoim żywiole, a reakcje publiczności z pewnością spotęgowały jego wysiłek. Mogliśmy podziwiać m.in. elementy woltyżerki, strzelanie z biczów, zabawy z lassem, zabieranie "rannego" jeźdźca z ziemi oraz na zakończenie krótki pokaz pole bendingu ( czyli slalomu między tyczkami ). I to już koniec, trzeba było wracać do Warszawy. Warto jeszcze dodać kilka słów podsumowania. Ogólnie rzecz biorąc, gdyby nie pokazy jeździeckie, salon zakończyłby się totalną klapą. Pozostał lekki niedosyt, szczególnie biorąc pod uwagę huczne zapowiedzi organizatorów. Niestety nie tylko oni ponoszą winę za taki stan rzeczy. Jak widać w Polsce niewiele osób zainteresowanych jest reklamowaniem swoich produktów czy usług, no bo po co? A przecież takie targi to świetna możliwość rozreklamowania swojej działalności i pozyskania nowych klientów. Widocznie w naszym kraju nie wszyscy jeszcze to zrozumieli. Dlatego też nie ma się co dziwić, że nasza "końska" kadra narodowa od dłuższego czasu nie notuje żadnych sukcesów, a o westernie już nie wspomnimy, bo wystarczy spojrzeć na to co się dzieje chociażby u naszych południowych sąsiadów - jesteśmy lata świetlne za nimi w tej dziedzinie jeździectwa. Tym bardziej więc gorące brawa należą się tym nielicznym, którzy zdecydowali się przyjechać do Katowic i zaprezentować swoje usługi oraz umiejętności jeździeckie. Warto było jechać te 300 kilometrów, żeby zobaczyć chociażby same pokazy.