Newsy

Organizacja Americany Rozmowa z Mariuszem „Japaczem” Siwcem


EM: Czy zauważyłeś jakieś „patenty” ułatwiające pracę organizatorom, które już teraz warto przenieść na zawody rozgrywane w Polsce?

MS: Wspomniałem już wcześniej o braku dokładnego harmonogramu czasowego czy dość dużej dowolności w przydzielaniu miejsc w stajni. W tych kwestiach organizatorzy polskich zawodów rozpieszczają naszych zawodników. Tymczasem przy 400 koniach nie jest możliwe rozpisanie konkurencji co do minuty i za granicą zawodnicy to rozumieją. Podobnie z boksami – jeśli Twój koń ma problem w nowym miejscu czy z obcymi końmi, to jest to Twój problem jako właściciela, a nie organizatorów zawodów! Tłumacząc inaczej – np. masz problem z ogierem, wykup dwa sąsiednie boksy to Twój koń będzie miał spokój. Nie pomaga to zmień konia..... Inny przykład – zwyczajem u nas stało się szybkie wieszanie score sheet`ów. Tutaj arkusze ocen, owszem były dostępne ale najczęściej pod koniec dnia, poza tym nie były wieszane, a jedynie do wglądu w biurze zawodów. Jak ktoś chciał kopię to... dostawał karteczkę i ołóweczek i mógł sobie odpisać. Zdaję sobie sprawę, że wiele z tych zachowań uwarunkowanych jest ogromną skalą imprezy. Wydaje mi się, że powinno to uświadomić naszym zawodnikom, że biuro zwodów służy im pomocą, ale nie jest w stanie niańczyć każdego z osobna i spełniać wszystkie zachcianki. Może to brzmi brutalne ale jest to sytuacja przyjmowana za normę u naszych zachodnich sąsiadów.

EM: Jacy sędziowie sędziowali Americanę? Ilu ich było obecnych przez czas rozgrywania konkurencji?

MS: Tegoroczną edycję sędziowali Ronald Sharp z Texasu, John Tuckey z Virginii i Christine Auch z Niemiec. Dodatkowo cały czas obecny był sędzia techniczny, sprawdzający konia i sprzęt po zjeździe z areny. Większość konkurencji była sędziowana właśnie w 3 osobowym składzie, zaś konkurencje z bydłem sędziowała para sędziów.

EM: Jak wyglądała spikerka na Americanie? Czy była specjalna oprawa muzyczna zawodów?

MS: Jak już wspomniałem, zawody prowadził znany z tegorocznej edycji Roleski 4 Spins Boris Kook – profesjonalny spiker i konferansjer tego typu imprez. W tym roku Boris prowadził m.in. znany Mallorca Western Festiwal oraz odbywające się po Americanie Mistrzostwa Świata FEI w Reiningu, w Manerbio, we Włoszech. Jeśli chodzi o oprawę muzyczną, to przez cały czas trwania konkurencji z głośników leciała sobie po prostu jakaś sympatyczna muzyczka, głównie country ale nie tylko. Wyjątek stanowiły wieczorne show i finały. Kulminacją był finał NRHA Bronze Trophy Open, w którym przejazd każdego z 15 finalistów odbywał się przy dźwiękach ACDC, ZZ Top, Kid Rocka, Yello, Van Halen i innych równie szybkich i dynamicznych kawałków. Przy doskonałym nagłośnieniu i oświetleniu całość robiła ogromne wrażenie.

EM: Czy była specjalna służba techniczna pomagająca organizatorom w sprawnym prowadzeniu zawodów? Ile osób czuwało bezpośrednio na arenie?

MS: Nie da się zorganizować żadnej imprezy bez tzw. „pracowników fizycznych”. Służby techniczne to nie tylko obsługa samej areny, ale również osoby opiekujące się stajniami, sprzątające, zajmujące się sprawami technicznymi (np. zapewnieniem wody w stajniach czy prądu na polu namiotowym). Do nich zalicza się także ochrona dbająca m.in. o porządek, bezpieczeństwo czy sprawne poruszanie się na terenie obiektów targowych. Był to cały sztab anonimowych ludzi, których wspólna praca złożyła się na sukces organizacyjny, którego świadkiem byliśmy na tegorocznej Americanie. Jeśli chodzi o samą arenę, zawsze był ktoś, kto czuwał nad tym, co aktualnie się na niej dzieje. Ponadto organizatorzy mieli do dyspozycji dwa ciągniki z urządzeniami do równania i zraszania oraz pickupa z przyczepą do transportu m.in. przeszkód czy drągów w trailu. Warto zauważyć, że dzięki temu, iż nie było sztywnego programu czasowego, organizatorzy (w tym obsługa areny) nie pracowała pod specjalną presją czasową. Pomimo tego wszystkie konkurencje odbywały się szybko i sprawnie.

EM: Samo Biuro Zawodów Americany: czy zrobiło na Tobie wrażenie swoją wielkością?

MS: I tutaj chyba Cię zaskoczę. Otóż całą obsługę biura zawodów stanowiło raptem 4 czy 5 osób. I nie zauważyłem, żeby panował tam jakiś specjalny tłok czy bałagan. Może dlatego, że biuro zajmowało się tylko tym, czym powinno się zajmować, czyli „papierkową” stroną zawodów. Jeśli ktoś chciał zapytać o szczegół związany z imprezą - po prostu był odsyłany do osoby za to odpowiedzialnej.

EM: Warunki przygotowania do startów zawodników: czy były specjalne areny przygotowane z myślą o zawodnikach, którzy potrzebowali poćwiczyć z końmi przed wyjazdem? Jak to wyglądało z zewnątrz?

MS: Na osobnej hali została zorganizowana rozprężalnia z podłożem identycznym jak na głównej arenie. W tej samej hali był również wygrodzony round-pen. Ponadto główna arena po zakończeniu ostatniej konkurencji danego dnia była dostępna dla zawodników przez całą noc, aż do rana. I również przez całą noc, mniej więcej co godzinę, podłoże areny i rozprężalni było równane i w razie potrzeby zraszane. Pewnym utrudnieniem dla niektórych mógł być fakt, że na rozprężalni potrafiło przebywać jednocześnie 20 – 30, a czasem nawet więcej koni. I raczej nie chodziły one stępem. Jednak na zawodach tej wielkości to całkiem normalne zjawisko i jeśli ktoś myśli poważnie o startach za granicą to powinien przygotować swojego konia do takich sytuacji. Ciekawostką, niestety raczej nie spotykaną na naszym podwórku, był panujący na rozprężalni swoisty savoir vivre. Otóż po pierwsze – z reguły konie reiningowe i cuttingowe nie rozgrzewały się z końmi pleasurowymi czy trailowymi. Po drugie – podczas rozgrzewki reinerów i cutterów panowały określone zasady poruszania się po arenie: najpierw jeżdżono koła, na jednej połowie w lewo, na drugiej w prawo (dzięki temu na środku kto chciał, mógł bezkolizyjnie wykonać zmianę nogi i zmienić kierunek), potem wszyscy ustawili się na krótkich ścianach i trenowali fencing i sliding stopy. Dzięki tym prostym zasadom mogła na raz rozgrzewać się bezpiecznie tak duża grupa koni. Warto nadmienić, że te reguły oczywiście nie zostały przez nikogo narzucone, a jedynie były skutkiem samodyscypliny zawodników.

EM: Jak była zorganizowana baza noclegowa dla zawodników i ich ekip? Jak rozwiązano sprawę wyżywienia tak dużej grupy ludzi podczas Americany?

MS: Uczestnicy zawodów mieli możliwość wykupienia miejsca na przyczepę lub samochód kempingowy na polu namiotowym zorganizowanym na terenie obiektu i większość, w tym my również, skorzystała z tej możliwości. Była możliwość podłączenia do prądu, choć za ten „luksus” trzeba było osobno zapłacić. Do dyspozycji były całkiem gratis kontenery sanitarne z prysznicami i toaletami. Oczywiście na stronie organizatora była również dostępna lista alternatywnych miejsc noclegowych na terenia Augsburga. Jeśli chodzi o wyżywienie to można było skorzystać z punktów gastronomicznych na terenie imprezy, można również było zorganizować się we własnym zakresie, gdyż niedaleko znajdowało się centrum handlowe. Dla mniej wymagających - jakieś 500 metrów od pola namiotowego był McDonald`s...

EM: Czy były organizowane „centralnie” wieczorne imprezy integracyjne?

MS: Trudno mówić o jakich „wspólnych” imprezach integracyjnych przy tej skali imprezy. Konkurencje trwały od samego rana, wieczorne show kończyły się koło północy, potem inni znów trenowali do rana i tak w kółko. W międzyczasie saloon Red Grizzli tętnił życiem. Tak naprawdę przez cały czas nie było chwili, żeby cała impreza pogrążyła się we śnie, bo kiedy jedni wstawali, inni szli dopiero spać...

EM: Dziękuję za rozmowę.