Newsy

Adrenalina i coś jeszcze... Wywiad z Borysem Pardusem

EM: Aktywność członków Stowarzyszenia jest godna podziwu. Adrenalina Cup, starty polskich szybkościowców za granicą – to tylko niektóre jej przykłady. Czy plany Stowarzyszenia na 2008 r. zostały wykonane w całości ?

BP: To nie tak, ja zawsze mam więcej planów, a Artur wylewa kubeł zimnej wody na głowę. W planach były jeszcze udział w Americanie oraz zawody w Niemczech dla Arabów, ale prozaicznie nie starczyło już czasu i funduszy … Nie planowaliśmy za to udziału w zawodach szybkościowych w Niemczech i startu w Mistrzostwach Świata szybkościowców w Veronie w listopadzie b.r. Zatem bilans działań wyszedł raczej na plus.

EM: Dzięki Stowarzyszeniu szybkościówki zostały w końcu docenione przez naszych rodzimych miłośników western riding. Początki jednak nie były łatwe?

BP: Początki były straszne. Najpierw przekonać ludzi żeby przyjechali – to zasługa głównie Artura I forum WWR-u. Potem zorganizować to wszystko – trybuny, oświetlenie, kuchnię w trakcie zawodów – film i zdjęcia – a na koniec rozliczyć i popłacić podatki od wypłat nagród. Chyba wtedy najmocniej odczuliśmy ciężar funkcjonowania Stowarzyszenia. 2 dni imprezy i 50 dni przygotowań, rozliczeń etc. To jest jak stajnia Augiasza, no i konieczność przejrzystości działań i wywiązywania się z obietnic – to nadal jest niezłą presją dla nas. Ogrom papierkowej roboty czasem potrafi zniechęcić.

EM: Czy mogę zapytać o plany Stowarzyszenia na najbliższy rok- dwa?

BP: Co do planów na przyszły rok to proponuję rozmawiać z Maćkiem Michalakiem, Jarkiem Bilskim , Arturem i Markiem Miśkiem. Są propozycje zwiększenia zasięgu Adrenalina Cup na Niemcy i Czechy, ale nie wiem czy organizacyjnie temu podołamy. Udziałw w największych zawodach szybkościowców w maju 2009 r., oczywiście udział w imprezach dla arabiarzy no i może jakieś futurity reiningowe. Znając Marka Miśka będzie chiał coś takiego zorganizować. Sami mamy ciekawy pomysł na organizację jednej imprezy, ale pracujemy nad jej zasadami – czegoś takiego w Polsce jeszcze nie było, choć niestety pewnie nie będzie zbyt wielu uczestników tej imprezy. Ale do tematu wrócimy w listopadzie…
Dalsze plany to czysta fikcja – jesteśmy za młodą organizacją, żeby móc tak daleko siegać w przyszłość.

EM: W kręgu Twoich zainteresowań znajdują się konie czystej krwi arabskiej. Aktywnie wspierasz inicjatywy związane z tą rasą koni. Czy w Polsce araby mają szansę przebić się do konkurencji sportowych?

BP: Z arabami jest jak z szybkościówkami – mało osób je docenia – bo rzekomo są narwane i za delikatne. Ja uważam, że są świetne, a ich ilość w Polsce i fakt, że po quarterach, pointach i appallosach są następną rasą koni w reiningu i w ogóle w westernie daje szansę na powiększenie bazy fanatyków western ridingu w Polsce. Na araba stać ludzi, (niezajeżdżonego trzylatka można kupić za ok. 6-7 tys.), na quartera niekoniecznie. Arabów z dobrych linii mamy w Polsce dużo. My mamy zamiar dać zalążek polskim liniom westernowych arabów. Hrabina, na której jeździ Ania Łagodzińska jest tego przykładem - rekord Polski w tyczkach, druga w klasyfikacji generalnej w Adrenalina Cup i jednocześnie 119 punktów w reiningu junior w Harendzie oraz pierwsze miejsce classic pleasure na jesiennym pokazie koni arabskich w Janowie Podlaskim w kalsie klaczy i wałachów. Osiągnięcia Decho oraz Exmora (własności Ewy Wierzchosławskiej) czy Wangelisa Marka Suligi i nieżyjącego już Wagira (należącego do Jacka Bujnego) są imponujące.

EM: Jakimi argumentami chciałbyś przekonać prywatnych właścicieli koni czystej krwi arabskiej do tego, że warto brać udział w konkurencjach „pod siodłem”?

BP: Zwinność, szybkość uczenia się, szlachetność głowy i piękno ruchu. Cukierkowe araby w halterze też są piękne, ale dopiero sport daje poznać prawdziwe możliwości konia. Chcemy w przyszłym roku ściągnąć do westernu około 10 nowych zawodników spośród arabiarzy, a punkty z zawodów westernowych zrównać z punktami za starty w rajdach długodystansowych, tak by mogły decydować o zdolności ogierów do bycia reproduktorami także poza własną rasą.

EM: Jaki mają stosunek do prywatnych inicjatyw stadniny z Janowa Podlaskiego czy Michałowa? Czy miłośnicy arabów w sporcie mogą liczyć na ich pomoc i wsparcie?

BP: Co do Michałowa to nie wiemjakie jest ich podejście - wiem, że dyr. Trela ze Stadniny w Janowie oraz tamtejszy instruktor jazdy Artur Bieńkowski pozytywnie się do nas odnieśli, chcą podobno zorganizować w zimie szkolenie z westernu dla arabiarzy, a my próbujemy zorganizować konkurencje z bydłem na arabach za rok w Janowie na jesieni. W planach też jest „import” zawodników z Austrii jeżdżących na arabach reining i traila, żeby pokazać potencjał tej rasy. Nie wiem jednak czy starczy nam sił i funduszy – bo to jest duże przedsięwzięcie. Na pewno wspomoże nas Marta Wołtosz i Sławek Ołdakowski podzielający nasze pasje co do tej rasy. Liczymy też na zaangażowanie się Ewy Wierzchosłąwskiej, która pokazała niesamowitą determinację i umiejętności w trakcie całego cyklu Adrenalina Cup. Oczywiście wsparcie Maćka Michalaka, Przemka Walkosza i Jacka Bujnego oraz Sabiny Widery – no i Marka Suligi też będzie mieć niebagatelne znaczenie. Miło było pokazać w Janowie Podlaskim na jesiennym pokazie, że araby chodzące western to po prostu dobre konie – walczyły także w konkurencjach klasycznych i zajęły dobre miejsca. Może Liga dostrzeże też, że dla szerokiej popularyzacji sportu warto zwrócić uwagę na inne popularne w Polsce rasy koni – nie tylko aqh, które są oczywiście predestynowane do westernu.

EM: Dziękuję za rozmowę