Newsy

Americana i nie tylko ... Wywiad z Mariuszem :japaczem" Siwcem

EM: Co oprócz zawodów można oglądać w trakcie Americany?

MS: Americana to oczywiście nie tylko same zawody. To także szereg imprez towarzyszących, a przede wszystkim ogromne targi handlowe na których miłośnik koni mógł znaleźć i kupić wszystko, co choć w minimalnym stopniu związane jest z końmi i western riding. Począwszy od zwykłych kopystek czy derek, poprzez wszelaki sprzęt jeździecki, a skończywszy na przyczepach do przewozu koni, maszynach do pielęgnacji areny czy wreszcie firmach specjalizujących się w budowie gotowych stajni czy krytych ujeżdżalni. W części targowej na specjalnie przygotowanych roundpenach można było również spotkać zawodników, prezentujących swoje umiejętności i metody treningowe. Swoje metody szkolenia prezentowali m.in. Nico Hormann czy Grischa Ludwig, a także instruktorzy metod naturalnych. Z tegorocznych dodatkowych atrakcji warto wspomnieć o wyborach Miss Americana oraz o turnieju pokerowym, naturalnie w odmianie Texas Hold`em, w którym główną wygraną był wyjazd do Las Vegas i wejściówka na turniej World Series Of Poker. Na głodnych i spragnionych czekały oczywiście stoiska gastronomiczne, m.in. Red Grizzli Saloon w którym można było poczuć klimat dzikiego zachodu, a zabronione było jedynie strzelanie do pianisty i tańczenie na stole w ostrogach... Nie wypada nie wspomnieć jeszcze o jednej atrakcji - w osobnej hali zgromadzono 18 najlepszych w Europie ogierów prezentujących potencjał hodowlany ras American Quarter Horse, Paint Horse i Appaloosa. Całość dawała pojęcie jak rozległa i silna jest ta gałąź rynku za naszą zachodnią granicą.

EM: Z jakich krajów zawodnicy gościli na Americanie?

MS: Najliczniejszą grupę stanowili oczywiście Niemcy oraz zawodnicy z Włoch. Poza tym reprezentanci Austrii, Szwajcarii, Belgii, Kanady, USA, Holandii, Francji i Czech. Na listach startowych można było znaleźć również pojedyncze nazwiska z np. Szwecji czy Izraela.
Grischa Ludwig, Rudi Kronsteiner, Volker Schmitt, Sylvia Rzepka, Nico Hormann, Morey Fisk czy Ricky Bordignon – tych nazwisk miłośnikom reiningu raczej nie trzeba przedstawiać.

EM: Czy reprezentanci Polski byli obecni w tym roku na Americanie?

MS: W tegorocznej edycji Americany wystąpili Natalia Huszczyńska (Trail Open All Ages, Western Pleasure All Ages), Ewelina Zoń (Western Riding Open All Ages, Super Horse Open All Ages) oraz Jerzy Pokój (Cutting). Z przyczyn losowych nie dotarła niestety do Augsburga ekipa RR Ranch. W zawodach brał również udział dobrze znany w naszym kraju Tomas Barta.

EM: Jak polscy zawodnicy wypadli na tle rywali?

MS: 27 i 29 miejsce Jerzego Pokoja w cuttingu, 22 Natalii w trailu, 12 w western riding i 16 w superhorse Eweliny – tak wyglądają suche liczby. Ale trzeba pamiętać o tym, że nie da się wygrać wyścigu formuły 1, nawet jeśli się jedzie mercedesem, a Americana to właśnie europejska westowa formuła 1 i nie należy o tym zapominać patrząc na wyniki polskich zawodników. Szczególnie jaskrawo widać to było w przypadku występu Natalii w western pleasure, gdzie po bardzo ładnym przejeździe o miejscu tuż poza finałową dziesiątką zadecydowało praktycznie tylko to, że Carusso nie jest koniem pleasure`owym... W trailu zabrakło trochę szczęścia i chyba Natalię zjadły troszkę trema i nerwy. Schemat był dość trudny, o czym świadczy brak dodatniego przejazdu (zwycięzca otrzymał 136 pkt.), natomiast jako ciekawostkę mogę podać fakt, że pierwszą trójkę stanowiły haflinger, criollo i tinker. Pierwszy QH był dopiero na czwartym miejscu
Podobnie, jak w western pleasure, czołówkę w western riding i superhorse już bezapelacyjnie stanowiły konie rasy AQH i widać było wyraźnie (zwłaszcza w superhorse, gdzie w schemacie są m.in. koła i sliding stopy), że są to konie, które u nas byłyby mistrzami w reiningu.
Jeśli chodzi o sam reining to, no cóż, powiem tylko tyle, że w finale głównego konkursu NRHA Bronze Trophy, w którym pula nagród wynosiła 30000 euro, wynik 220 punktów dawał zaledwie... 10 miejsce. Zwycięzca, Bernard Fonck z Belgii, dosiadający wałacha Bareckless Chick uzyskał 228 punktów! Myślę, że wyniki pierwszej dziesiątki są wystarczającym komentarzem odnośnie poziomu tej konkurencji.
Podsumowując, moim zdaniem problemem naszych zawodników nie są już umiejętności ale, poza nielicznymi wyjątkami, ciągle jest brak w naszym kraju dobrych (czytaj: drogich) koni, i - co równie ważne, a wydaje mi się, że nie dostrzegane przez naszych hodowców i zawodników - koni z linii odpowiednich do danej konkurencji.

EM: Twoje ogóle wrażenia z Americany. Co Cię najbardziej zdziwiło?

MS: Może nie zdziwiło, bo spotkałem się z tym zjawiskiem już na innych zawodach za granicą, choćby na berlińskiej Texanie ale myślę, że wiele osób byłoby zaskoczonych pewnymi kwestiami organizacyjnymi. Na przykład: na naszych polskich zawodach standardem jest podawanie godziny rozpoczęcia każdej konkurencji i przy jakichkolwiek opóźnieniach sypią się gromy na głowy organizatorów. Tutaj podawano jedynie o której rozpoczyna się pierwsza konkurencja rano i pierwsza po południu, potem po prostu trzeba było samemu być czujnym i pilnować swojej kolejności, gdyż nie pojawienie się na arenie po dwukrotnym wezwaniu przez spikera skutkowało eliminacją. Inną kwestią było lokowanie koni w stajniach. Po przyjeździe i sprawdzeniu dokumentów po prostu dostawało się numer stajni i boksu, i nikt się nie przejmował faktem, że np. jakiemuś ogierowi trafiło się miejsce między dwoma klaczami. Nikt też z tego powodu nie robił awantury organizatorom. Po prostu w razie jakichś problemów ludzie sami dogadywali się między sobą i ewentualnie zamieniali konie. Ogólnie jeden wielki luz, przyjemna atmosfera i wzajemna pomoc. Normalnym też był widok koni spacerujących między ciasno zaparkowanymi czy manewrującymi po parkingu samochodami, czy siodłanie pod przyczepą campingową na polu namiotowym Jeśli już mam trochę ponarzekać to nie podobała mi się nadgorliwość organizatorów jeśli chodzi o bezpieczeństwo pożarowe – nie pozwolono i konsekwentnie pilnowano, aby na polu namiotowym nikt nie rozpalał grila.

EM: Nie jesteś osobą anonimową w środowisku polskich westernowców. Masz nawet swoją specjalizację – Show Manager. Na czym ta funkcja polega?

MS: Specjalizacja to może za dużo powiedziane ale nie jest tajemnicą, że zdarza mi się udzielać w organizacji zawodów. Ładnie brzmiące określenie show manager to po prostu kierownik zawodów – człowiek który ma wszystko na głowie. W przypadku zawodów mających status AQHA approved prawa i obowiązki show managera dość jasno określa tzw. handbook czyli aktualizowany co roku zbiór przepisów AQHA. Akurat jeśli chodzi o mnie, to począwszy od pierwszych zawodów w Bednarkach w 2005 roku miałem zaszczyt i przyjemność brać udział w przygotowaniach do wielu zawodów, w tym kilku edycji MP PLWiR i pełniłem tam różne funkcje, najczęściej jednak związane w jakiś sposób z pracą biura zawodów i z tzw. papierkową robotą. Ciekawą przygodą i doświadczeniem była współpraca ze spikerem tegorocznej edycji Roleski 4 Spins, znanym i doświadczonym Borisem Kookiem . Na marginesie – Boris prowadził tegoroczną Americanę.

EM: Czym powinien cechować się idealny Show Manager? Czy szybko można zdobyć niezbędne doświadczenie w tej dziedzinie?

MS: O to trzeba by zapytać idealnego show managera  Moim zdaniem organizowanie i prowadzenie zawodów wymaga między innymi z jednej strony przestrzegania przepisów, a z drugiej zaś zapewnienia komfortu głównym uczestnikom spektaklu czyli zawodnikom. Czasami dochodzi do konfliktów bo ktoś czegoś zapomni albo czegoś nie dopełni w terminie. Sztuka polega na tym, żeby wtedy delikwentowi wytłumaczyć i rozwiązać sprawę w taki sposób aby się na organizatorów śmiertelnie nie obraził mimo, iż coś pójdzie nie po jego myśli. Z moich dotychczasowych doświadczeń wiem, że różnie bywa z tym tłumaczeniem. Ja cały czas się uczę, bo jedno jest pewne – niewiele rzeczy w życiu można zdobyć szybko, a już na pewno nie doświadczenie. I to bez względu na dziedzinę...

EM: Dziękuję za rozmowę